niedziela, 16 listopada 2008

Z Arequipy nad jezioro Titicaca

Z Chivay przyjechalismy o okolo poludnia, a juz godzine pozniej siedzielismy w autobusie do Puno nad jeziorem Titicaca. Autobus kosztowal nas znowu 12 soli, pewinie dlateo, ze Peruwianczycy slabo sobie radza z wiekszymi liczbami. Dzialania w obrebie 10 sprawiaja im trudnosc, a powyzej 20 musza juz liczyc z kalkulatorem, co i tak czasem nie wychodzi zgodnie z zasadami matematyki. Na przyklad w Chivay gdzie jadlam w pizzerii (!) nalepsza pomidorowa (!!!) w moim zyciu, pan robnal sie na 10 soli, bo trzeba bylo policzyc do 50. A co robi Peruwianczyk, zeby wniesc drabine po waskich schodach? Probuje okolo 20 razy zanim zrozumie, ze on + drabina to na takie waskie schody po prostu za duzo. Ale wracajac. Wiec siedzimy w autobusie do Puno i ogladamy gigantyczne zmiay w kraorazie za oknem. Znikaja gdzies wysuszone, porosniete trawa szczyty, pojawiaja sie pagorki z krzaczkami i drzewkami. Podroz jest dluga i meczaca, a na dodatek w autobusie, ktory nigdzie sie przeciez nie zatrzymal, ni stad ni zowad pojawia sie facet sprzedajacy magiczne lekarstwo na starzenie sie, potencje, pryszcze, osteoporoze, bol watroby i w ogole wszystkie dolegliwosci swiata. Opracowane przez doktor Lopez, stosowane przez astronautow NASA, normalnie za 5 soli, ale w tym autobusie tylko 10 soli za 3 opakowania + masc na reumatyzm gratis. Po prostu mango telezakupy tylko na zywo i w stereo. Do Puno dojechalismy wieczorem bez wiekszych przygod, jesli nie liczyc przystanku w najbrzydszym miescie swiata o wdziecznej nazwie Jualiaca. W zasadzie nie widze roznicy miedzy wysypiskiem smieci pomieszanym z warsztatem samochodowym a tym czarownym miejscem. Takze polecam wszystkim na wakacje :) Do Puno dotarlismy po zmroku (przypominam, w Peru slonce wstaje codziennie 6 rano i zachodzi o 6 po poludniu. I nie ma zmiluj), wiec znalezlismy sobie nie-za-piekny-ale-coz hostalik El Manzano i po kolacji od raz poszlismy spac. Jezioro widzelismy wiec tylko przy wjezdzie do miasta - mielismy zeksplorowac je dopiero jutro.

Brak komentarzy: