niedziela, 16 listopada 2008
Titicaca dzisiaj czyli jak to wyglada po peruwiansku
Podobno w Boliwii Titicaca to nadal dzikie jezior, gdzie na malych wysepkach zyja sobie plemiona nietkniete elektrycznoscia i w ogole dzika dzungla busz. I komorek nie maja, i nie wiedza co to internet. Podobno. Po stronie peruwianskiej mieszkancy wysepek Uros, Taquile i Armantani znaja sile pieniadza i naiwnosc turystow. Po sniadanku uderzylismy do portu gdzie za 10 soli od od osoby wpakowalismy sie na lodeczke. Tu wlasnie odnioslam swoj maly, ale istotny triumf - udalo mi sie nie zaplacic za turystyczny bilet na Uros (bilet turystyczy = oplata za cos, co nigdy nie jest warte nawet polowy swojej ceny, placony jednynie przez turystow, a przez tych ktorzy nie mowia po hiszpansku czasem nawet dwukrotnie). Nieplacenie bylo zreszta dosc proste - powiedzialam, ze zaplace pozniej, a potem juz nikt mnie o niego nie pytal. Stateczkem w ktorym poznalismy dwoch Kanadyjczykow dotarlismy na Uros, ktora wlasciwie jest zlepkiem wysp zrobionych z takiej trzeciny smieszne, przez co wyspy niezle uginaja sie przy chodzeniu. Wrazenie - super. Oczywiscie "miejscowi" oprowadzili nas po swoich superprymitywnych domostwach (zacznie latwiej byloby w ten superprymitywizm uwierzyc, gdyby za domkami nie staly panele sloneczne). Za to dobrze, ze spotkalismy kanadyjczykow - powiedzieli ze po poludniu za 20 soli mozemy jechac do Silustani - cmentarzyska plemion Colla i Inkow. Miejsce niedaleko od Puno, polozone na pagorkach, a do tego mielismy calkiem fanego przewodnika i sporo dowiedzielsmy sie o preinkaskiej i inkaskiej kulturze. Dobra rozgrzewka przed Macchu Picchu. W autobusie poznalismy tez Mikea, z ktorym umowilismy sie na wieczor. Zdecydowalismy bowiem, ze Lago Titicaca mamy z glowy - po opowiesciach innych turystow wiedzielismy, ze inne wyspy to tez raczej cepelia i zabawa i dzikie plemiona. Mike wrocil wlasnie z Cuzco, do ktorego postanowilismy uderzyc nastepnego dnia. Zapowiadalo sie na krotki wieczorek przy piwku, a skonczylo rozmowa do poznej nocy. Mike - obsluguje statki na alasce przepakowujac ryby przez 3 miesiace w roku - okazal sie a) milosnikiem Czeslawa Milosza b) znawca historii, w tym przede wszystkim Europy srodkowo-wschodniej c) najetym klamca, jesli chodzi o ceny i miejsca w Cuzco. Mimo to mielismy naprawde duzo funu i wspominalismy nasza rozmowe nastepnego dnia w autobusie do Cuzco (30 soli za osobe, ale postanowilismy nie jezdzic przez pewnien czas z kurami).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz