Po dwoch dniach w Limie mielismy dosc spalin, a i jet lag puscil. (Jetlag zabija. Nie wierzcie, jesli ktos twierdzi inaczej). Kupilismy bilet na samolot Lima Arequipa(146 USD osoba)
Po niespelna dwugodzinnym locie okolo 19:00 dotarlismy do drugiego najwiekszego miasta Peru – Arequipy. Pogoda niewiele sie nie zmienila – caly czas bylo okolo 20 stopni i w zasadzie to ja juz zaczynalam sie obrazac na swiat, ze ja tu na wakacje, a z pogoda jakies takie cuda sie wyprawia... ale najgorsze bylo przede mna, ale o tym zaraz.
Prosto z lotniska pojechalismy taksowka (15 soli) do wybranego w samolocie hostalu – Le Foyer (50 soli za noc, dwojka z lazienka). Co mnie podkusilo, zeby sie wbic to hostalu o francuskiej nazwie, jeden czort raczy wiedziec, co sie stalo, ze moj instynkt unikaj-francuzow-jak-ognia nie zadzialal. Kiedy juz wybralam calkiem porzadny pokoj z lazienka, okazalo sie, ze okno wychodzi na naglowniejsza ulice Arequipy – San Francisco. Trudno, nie mielismy ochoty biegac po miescie z plecakami. Pocieszajaca byla tylko ta lazienka – malenka, ale czysta i z lustrem. Zyc nie umierac. Poszlismy z Sy na szybkiego Mexa na dol (rachunek ok 30 soli za chili con carne, male burrito, dwa piwa i mate de coca). I od razu mowie – ta mate de coca to chyba przereklamowana, smakuje jak zielona herbata, tylko bardziej cierpka. Tym niemniej pije ja dwa razy dziennie w nadziei na pozbycie sie objawow choroby wysokosciowej, ktorej nie mam. Ale dzieki temu czuje sie jak wyprawca J Po kolacyjce wrocilismy do pokoju zostawic rzeczy. Walnelam sie na lozko, ale zaraz poderwal mnie krzyk Manuela- daj wode, daj wode. Okazalo sie, ze w naszej ladniuniej, wyczekanej lazience...nie ma wody. Krotka rozmowa z recepcjonista i okazalo sie, ze wody nie ma w calym miescie. I tym to juz mnie naprawde wkurzyli. To ja tu jade milion kilometrow, a tu taki afront!!! Obrazona na swiat poszlam spac.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz